O ile oferty first minute, sprzedawane późną jesienią na kolejne wakacje mają swój sens – klient decyduje się dużo wcześniej, płaci mniej i spokojnie czeka na wakacje, o tyle częste oferty last minute, pojawiające się nawet z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem przed planowanym wylotem – to już tylko i wyłącznie chwyt marketingowy, niczym nie poparty. Jak sama nazwa wskazuje, last minute oznacza ostatnią minutę, czyli oferta powinna się ukazać w sprzedaży na dzień lub dwa przed planowanym terminem wycieczki. Tak się dzieje na wszystkich dużych europejskich lotniskach, gdzie chętni na tanie wycieczki czekają czasem nawet kilka dni na swoją wymarzoną ofertę last minute, lub decydują się na pierwszą lepszą bo szkoda im czasu na czekanie. Prędzej, czy później, każdy z oczekujących wyleci na swoje tanie wakacje, duże biura podróży podsyłają co kilka godzin nowe oferty, jest więc w czy wybrać. Taki wybór jest trochę jak gra w ruletkę, jednak z dużym prawdopodobieństwem, że klient będzie zadowolony. Zdarzają się tu naprawdę niskie ceny, nawet kilkadziesiąt Euro za dwu, trzy tygodniowy pobyt w jakimś egzotycznym kraju, mając do dyspozycji wszystko to, co pozostali uczestnicy wycieczki. Jaką siłę przebicia mają więc nasze polskie last minute, gdzie ceny są tylko kilka procent niższe od tych z katalogu? Nie mamy biur podróży z prawdziwego zdarzenia, z tysiącami ofert do wszystkich zakątków świata. Z pewnością jeszcze wiele lat przyjdzie nam czekać na tak efektowne jak gdzie indziej oferty last minute z Okęcia czy Balic.